Grecki artysta, autor dziesiątek albumów elektronicznych i ścieżek dźwiękowych do takich produkcji, jak Rydwany ognia, czy Łowca Androidów, odszedł mając 79 lat
Był autorem dziesiątek ścieżek dźwiękowych, niektórych bardzo znanych, ale jego największą zasługą jest to, że swoją muzyką dotarł do podświadomości melodyjnej milionów melomanów. To zasłużony sukces dla klawiszowca, który nigdy nie był wokalistą, i który zbudował swoją karierę wokół muzyki instrumentalnej, która teoretycznie coraz bardziej odbiega od gustów większości.
W przypadku Vangelisa było jednak inaczej: jego popularność, zwłaszcza w okresie przejściowym między latami 70. a 80. była kolosalna praktycznie na całym świecie.
Grecki kompozytor, który w marcu skończył 79 lat, zmarł we wtorek (17.05.2022) z nieznanych przyczyn. Biuro prawników Vangelisa ogłosiło wiadomość o stracie dopiero dwa dni później, dla większego poczucia opuszczenia. W nowym stuleciu muzyk nie udzielał się za dużo, ale wydanie w 2021 roku obszernego albumu Juno to Jupiter, na którym wznowił swoją fascynację tematyką związaną z kosmosem, wzbudziło liczne nadzieje, że wróci do swojej aktywności muzycznej i że wkrótce powstaną nowe dzieła.
W okresie swojej świetności, Ewangelos Odiseas Papatanasiu (urodzony w Agrii, w Grecji, w 1943 roku) wyróżnił się nie tylko przez to, że był innowatorem i autorem bardzo indywidualnym, ale także wyjątkowo prosperującym. Świat odkrył go, jako członka, a zarazem „wielki mózg” zespołu Aphrodite’s Child, w którego cieniu się znajdował. Aphrodite’s Child, to wspaniałe greckie trio, grające psychodeliczny pop, które na początku lat 70. wypuściło piękne i podziwiane w niektórych kręgach piosenki, w szczególności: Rain and Tears, czy też Spring, Summer, Winter and Fall. Wszystkie oczy były zwrócone na ich charyzmatycznego wokalistę, Demisa Rusosa, później bardzo sławnego za sprawą swojej nieco manierystycznej kariery solowej (zmarł w 2015 roku). Jednak Vangelis pociągał za sznurki i miał w głowie zbyt wiele pomysłów niecierpiących zwłoki, by ograniczać się wyłącznie do świata popu, bez względu na to, ile powiewów niesztampowości by ten zawierał.
W roku 1973 ukazał się Earth, pierwszy solowy album artysty z Agrii (małego miasteczka, które obecnie zostało włączone do miasta Wolos). Już tam dały się zauważyć niezwykłe stałe elementy jego twórczości: zamiłowanie do środowisk planetarnych, muzyki, z jego artystycznego powołania – symfonicznej, ale o przystępnych wymiarach melodycznych, a także efektowne opanowanie syntezatorów najnowszej generacji. Niemożliwe było, by ten twór pozostał niezauważony wśród zwolenników symfonicznego rocka. Grupa Yes zaproponowała Vangelisowi dołączenie do zespołu, miał zająć miejsce Ricka Wakemana, ale Grek odrzucił ‘in extremis’ kuszącą propozycję, żeby skupić się na własnej, od tamtej chwili bardzo obfitej, twórczości. Albumy takie, jak Heaven and Hell (1975), Albedo 0.39 (1976), czy Spiral (1977) były przystępne i uzależniające, i sprawiły, że Vangelis rywalizował w oczach fanów ze stosunkowo podobnym francuskim kompozytorem Jeanem-Michaelem Jarre’em o berło muzyki elektronicznej tamtego okresu. Była ona wtedy w cieniu pejoratywnych konotacji duchowej transcendencji, ponieważ nazwa “new age” pojawiła się dopiero po latach.
Miały też pojawić się prace o charakterze bardziej awangardowym i eksperymentalnym, zwłaszcza Beaubourg (1978), który dla wielu jego sympatyków był trudny do słuchania, co spowodowało lawinę zwrotów w sklepach. Wtargnięcie Ewangelosa Papatanasiu w audiowizualny świat nie było łatwe także ze względu na nastrojowy, sugestywny i wszechogarniający charakter jego partytur. Bardzo trudny do zrozumienia utwór Ignacio (1975) i nieokiełznany La Fête sauvage (1976) oznaczały jego początek ze ścieżkami dźwiękowymi, ale największy rozkwit artysty w tym aspekcie miał nastąpić, oczywiście, z Rydwanami ognia (1981), filmem Hugh Hudsona, który otrzymał Oscara za najlepszy film i za najlepszą muzykę filmową. Niezapomniany i odtwarzany w nieskończoność temat przewodni, opowiedział za pomocą nut epos o atletach i wyrażał, przy okazji, hołd Vangelisa dla jego ojca, który był zawziętym biegaczem amatorem.
Do sławy filmowej, dołączyła niesamowita przygoda, duet Jon & Vangelis, stworzony z wokalistą Jonem Andersonem, który w tamtym czasie opuścił chwilowo szeregi zespołu Yes. Był to nietypowy i nieoczekiwany tandem, ale aktywny w okresie tworzenia trzech bardzo interesujących płyt, zwłaszcza bezkonkurencyjnej The Friends of Mr Cairo, również z 1981 roku. Ta popowa formuła wokalna z oprawą syntezatorów okazała się tak uderzająca, że State of Independence, jeden z kawałków z The Friends of Mr Cairo spotkał się z ciężką do wyobrażenia sobie wersją dyskotekową, autorstwa Donny Summer. Lata największej świetności sięgają ścieżki dźwiękowej do filmu Ridleya Scotta, Łowca Androidów (1982), w którym Love Theme (zdominowany przez saksofon tenorowy) i motyw muzyczny z napisów końcowych stanowią istotną część historii muzyki filmowej.
Wzrost popularności Vangelisa tracił rozpęd, kiedy wznowił on swoją działalność solową z garstką godnych uwagi albumów (Soil Festivities, Mask, Direct…), ale wydanych w czasach mniejszej fascynacji muzyką instrumentalną i albumami tematycznymi. Jednak nazwisko Greka miało powrócić na wszystkie nagłówki gazet, gdy otrzymał polecenie napisania muzyki do megaprodukcji Scotta 1492. Wyprawa do raju, zrealizowanej z okazji 500-lecia odkrycia Ameryki przez Kolumba. Film był daleki od przekonania krytyków, ale 55 minut oryginalnych kompozycji należy do najlepszych dzieł podpisującego się pod nimi twórcy.
W latach 90. jego działalność miała mniejszy rozgłos, pomimo tego nadal nie zwalniał tempa i osiągnął takie kamienie milowe, jak płyta z zaproszonymi wokalistami (Voices, 1995), czy też neoklasycystyczny album El Greco (1998), na którym pojawiła się Montserrat Caballé. XXI wiek miał być dla niego mniej sprzyjający, ale rozwój twórczości Vangelisa zdaje się być, krótko mówiąc, stratosferyczny. I to nie tylko ze względu na jego najsłynniejsze ścieżki dźwiękowe. To prawie niemożliwe, żeby choć raz w życiu nie usłyszeć takich tematów solowych, jak Pulstar, który był używany namiętnie w reklamach i śpiewanych sloganach reklamowych, czy też fragmentu Heaven and Hell, który Carl Sagan wykorzystał w swojej serii Kosmos. Jeszcze nigdy dźwięk sfer niebieskich nie był tak dobrze zobrazowany.