„Spectre” – recenzja najnowszej części sagi o Jamesie Bondzie

Reklama

ndz., 11/15/2015 - 23:55 -- timber

Czy fakt, że w najnowszej odsłonie nieśmiertelnej serii filmów o Jamesie Bondzie główny bohater pije dirty martini ma jakieś znaczenie? Za wcześnie, by o tym mówić, ale prawdziwi „bondolodzy” już niedługo będą dogłębnie analizować znaczenie nowego napoju. Osobiście, będąc bardziej amatorem Bonda niż znawcą, miałam nadzieję na wybuch jakiejś bomby, albo że postać grana przez Léa Seydoux zrobi Danielowi Craigowi coś nieopisanego (biorąc pod uwagę, że w scenie przed napisami początkowymi widzimy nagie kobiety wijące się dookoła ośmiornicy). Przecież w każdej z dotychczasowych odsłon przygód agenta wszechobecne pistolety i dziewczyny przerywane były czymś zaskakującym, czy to ze strony Bonda, czy czarnego charakteru.

W „Spectre”, 24-tej części serii, nie ma nic zaskakującego. I pewnie taki był plan. Tak, jak lepsze jest wrogiem dobrego, tak oryginalność często jest wrogiem sukcesu kasowego. Po raz czwarty więc Craig wciela się w postać trup po trupie ratującego świat brytyjskiego szpiega, a Sam Mendes po raz drugi zasiada na stanowisku reżysera. To rozsądne połączenie, choć ich wspólna powaga wygląda bardziej na wyuczoną niż prawdziwą. Szczególnie dlatego, że każdy film o Bondzie odarty jest z ambicji na rzecz zysku, poprzez wciskanie na ekran wszystkiego, co się da – ciał, pocisków, samochodów, pieniędzy.

To wszystko poprzedza standardowa narracyjna papka, która wygląda mi na pracę zespołową i rzeczywiście tak było (scenarzyści: John Logan, Neal Purvis, Robert Wade, Jez Butterworth). Jeśli widziałeś w życiu jakiś film o Bondzie, to wiesz co się wydarzy. Zespół w składzie: M (Ralph Fiennes), panna Moneypenny (Naomie Harris) i Q (Ben Wishaw) powraca, a na jego czele stoi Bond. Mamy do czynienia z hucznym otwarciem, które Mendes w dużej mierze ukazuje jednym długim, przesłodzonym ujęciem, czym udowadnia znajomość trendów we współczesnej kinematografii. Współpraca Craiga z kamerą w tej scenie układa się pięknie, niezależnie od tego, czy Bond przechadza się po dachu (i poprawia mankiet koszuli, co stało się jego znakiem rozpoznawczym), czy zjeżdża z walącego się budynku z łatwością, która przywołuje na myśl zjazd na zjeżdżalni w parku wodnym.

To oczywiście nie wszystko. W filmie znajdziemy pościgi, egzotyczne scenerie oraz rozróbę w pociągu, w której główną rolę odgrywa olbrzymia, ciapowata maszyna do robienia krzywdy (w tej roli Dave Bautista), przywołująca na myśl starego wroga Bonda, „Buźkę”. Zarówno pociąg, jak i warkot silnika Astona Martina sugerują, że twórcy podeszli do produkcji z nutą nostalgii. Cała seria jest jednak oparta na tęsknocie - tęsknocie za innymi mężczyznami, innym światem, za Imperium Brytyjskim, super-męskim wybawcą, kuszącymi kobietami (czy to przyjaciel, czy wróg) oraz za dodającą otuchy wizją świata, dla którego największym zagrożeniem jest dobrze zorganizowana grupa przestępcza dowodzona przez pojedynczego superwroga. Niestety, ta postać w „Spectre” to nudziarz, którego ożywia jedynie sentyment widzów do sagi oraz sam Christopher Waltz, odgrywający rolę czarnego charakteru z uśmiechem na ustach.

W 2006 roku Daniel Craig jak ulał wpasował się w rolę Bonda, wnosząc do postaci „podniszczone” piękno, stojące o krok od brzydoty, solidnie zbudowaną klatkę piersiową, która dobrze wygląda w garniturze oraz instynktowną drapieżność, działającą równie dobrze na wrogów, jak i na damy. W tamtym czasie, gdy świat wciąż miał świeżo w pamięci wydarzenia z 11 września, Craig był odpowiednim Bondem – wyglądał na twardego, może nawet okrutnego, i gotowego do walki. To, że umiał do tego dostarczyć odpowiednich emocji i nieoczekiwanej, pełnej wyrazu delikatności było miłym dodatkiem do serii, nieco zacofanej przez swoją śmiertelną powagę, pozbawionej kiczowatej „joie de vivre”, utożsamianej z erą Rogera Moore’a. „Tęsknię za Rogerem Moore’em,” powiedziała ostatnio moja przyjaciółka.

Z całym szacunkiem dla sir Rogera, ja nie. Lubię Bonda w wykonaniu Craiga, choć tęsknię bardzo za Seanem Connerym, scenografem Kenem Adamem i kobietami (zarówno samymi aktorkami, jak i kreowanymi przez nie postaciami), których nazwiska się pamięta, jak Honor Blackman czy Pussy Galore. Twórca Bonda, Ian Fleming, powiedział raz, że chciał, aby 007 był „skrajnie nudnym, nieinteresującym mężczyzną, któremu przytrafiają się różne rzeczy” (nazwisko dla swojego bohatera Fleming pożyczył od pewnego ornitologa). Chciał też, żeby Bond był „tępym narzędziem”. Szpieg okazał się być tępy niczym kowadło na głowie kreskówkowego kojota, ale obsadzenie Connerego w roli Bonda oznaczało, że postać nie będzie nudna. Filmy z Bondem potrzebowały seksu, żeby sprzedać przemoc, szczególnie szerokiej publiczności, a Connery okazał się być idealnym sprzedawcą.

Craig ciosy wyprowadza z dużo większym przekonaniem niż niewinne pocałunki, ale biorąc pod uwagę anemiczne uwodzicielki, jakie ostatnio często towarzyszą Bondowi, nie jest to wina aktora. Kilka z nich pojawia się w „Spectre”, szczególnie Monica Belucci, włoska seksbomba eksportowa. Podczas gdy wyjawia Bondowi szczegóły na temat swojego zmarłego męża, szpieg błyskawicznie zdejmuje z niej żałobny strój. Wszystko to ma mało wspólnego z prawdziwym światem - katastrofami ekologicznymi, politycznymi niesnaskami, wojnami religijnymi i zwykłym terrorem. Ciężko przecież wyobrazić sobie Bonda w walce z, na przykład, Państwem Islamskim.

W 1966 roku Kingsley Amis przypisał sukces historii o Bondzie „efektowi Fleminga”, zauważając, że fantastyczny świat Bonda, jak i „tymczasowe, miejscowe elementy fantastyczne” są „w pewien sposób przytwierdzone do rzeczywistości.” Obecny zespół pracujący przy Bondzie stara się bawić publiczność nowymi sztuczkami i gadżetami, pozostając w rzeczywistości, co wyjaśniałoby dlaczego Bond poci się na potęgę, a nawet odkrywa przed nami swe uczucia. Craig bardzo dobrze sprzedaje ludzkość Bonda, choć po prawdzie to nie jego ludzkość zawsze nas podniecała. Raczej jej przeciwieństwo.

Manohla Dargis
Źródło: https://www.nytimes.com/2015/11/06/movies/review-in-spectre-daniel-craig...

Tłumaczenie: Marcin Gwiazda

Polub Plportal.pl:

Reklama