
Czy literatura ma nam sprawiać przyjemność?
W dobie „feel good books” i biblioterapii powieści zastępują antydepresanty. Ale czy to jest rola literatury?
Zazwyczaj ubolewa się nad tym, że ludzie już nie czytają. Jednakże trzeba raczej zastanowić się nad odwrotną kwestią: dlaczego ludzie wciąż czytają? Poza tym, w czasie, gdy możemy oglądać ekscytujące seriale na telefonie, to zadziwiające, że możemy zobaczyć ludzi zanurzonych w powieści, która kosztuje więcej niż 3-miesięczny abonament Netflix’a, i która, przyznajmy to, nie zawsze ma taką siłę narracji, jaką ma produkt mądrze opracowany przez ekspertów od trzymania w napięciu. Tak więc literatura zajmuje wyjątkową funkcję w naszym życiu, a funkcja ta musiała ulegać zmianom pod wpływem czasu i konkurencji. A co z dzisiejszą literaturą?
Esej spod pióra Alexandre’a Gefena wydany pod koniec 2017 próbuje znaleźć odpowiedź na to pytanie. W „Réparer le monde. La littérature française face au XXIe siècle”, dyrektor ds. badań francuskiego Krajowego Ośrodka Badań Naukowych (CNRS) twierdzi, jakoby literatura była wyposażona w funkcję „naprawczą”. Począwszy od „feel good books” poprzez Maylis de Kerangal i jej bestseller o znaczącym tytule „Reparować żywych”, gdzie śledzimy los oddanych narządów, a skończywszy na książce „Nie moje życie” Emmanuela Carrère’a, wspólną cechą dla aktualnej produkcji jest dążenie do poprawy jakości życia.
Zatem od lat 80. zamknięty jest zapoczątkowany przez Flauberta okres literatury „formalistycznej” zajmującej się bardziej pracą nad językiem niż opowiadaniem o ludzkim życiu. Ta hipoteza nie podoba się każdemu. Jeśli sukces literatury terapeutycznej widoczny jest w księgarniach, czy jest potrzeba uznawania jej zatem za esencję współczesnej literatury? Czy czytelnicy mają stać się pacjentami, a przemysł wydawniczy świadczyć usługi osobiste?
„Przeczytałem Sade’a, dobrze mi to zrobiło”
Możemy obwiniać Gefena za wrzucenie wszystkiego do jednego worka, żywienie uznania dla tekstów, które nie powinny wyjść z kategorii „literatura faktu” oraz ośmieszanie każdego autora, który pisał, nie troszcząc się o dobro bliźniego. I wtedy nikt nigdy nie powie: „Przeczytałem Sade’a, dobrze mi to zrobiło”.
Czy te dwa założenia są nie do pogodzenia? Po pierwsze, biorąc pod uwagę różnorodność produkcji literackiej - średnio 500 powieści co roku we Francji - wielkie trendy nigdy nie wysuną się na pierwszy plan. Innymi słowy, nawet jeśli książki, które „sprawiają przyjemność” są obecnie liczniejsze niż kiedyś, wciąż istnieje produkcja o innych ambicjach. Wystrzegajmy się więc ogólnikowości, wrobiono nas już kilka lat temu w autofikcję…
Ponadto, być może jest możliwość teoretycznego kompromisu. Marielle Macé, Dyrektor Naukowy francuskiego EHESS, jest jedną z najbardziej interesujących postaci w dziedzinie badań literackich. W swoich rozmaitych utworach, a w szczególności w swojej ostatniej książce „Styles. Une critique de nos formes de vie”, wyjaśnia, że literatura ma na celu ukazanie czytelnikowi innych form życia niż jego własne.
W czasach, gdzie, od ubrań po seksualność społeczeństwo narzuca nam mniej sztywne ramy, czytanie, zwłaszcza powieści, staje się istotnym doświadczeniem w dokonywaniu wyborów oraz kreowaniu swojego życia. Jednak to nie przypadek, że głównym pojęciem u Marielle Macé jest pojęcie „stylu”. Gdyż „styl” jest zarazem sposobem na życie wcielonym przez osobę - stylem życia - jak i dobranymi środkami literackimi, które charakteryzują styl pisarza. Mianowice, czym jest styl pisarza, jeśli nie cichą rozprawą o literaturze?
Krótko mówiąc, dzieło literackie może zmienić życie, a nawet je polepszyć, ale czy byłoby to możliwe, gdyby nie zawierało w sobie także rozprawy o literaturze, o tej wspaniałej sztuce, która kreuje obrazy i emocje, łącząc litery, które tworzą słowa, słowa, które tworzą zdania, i zdania, które tworzą coś, co nie do końca wiemy, czym jest?