
Juraj Jánošík, na temat którego powstała romantyczna historia, silnie zakorzeniona także w kulturze polskiej, umarł 17 marca 1713 roku. A właściwie, zgodnie z wydanym na niego wyrokiem, powieszony został na haku.
Pierwszą i najważniejszą kwestię, związaną ze słynnym rozbójnikiem, należy rozwiązać od razu: Janosik (a właściwie: Juraj Jánošík) istniał naprawdę. Tyle, że wbrew temu, do czego przyzwyczaił nas słynny serial z Markiem Perepeczko w roli głównej, nie mówił on po polsku, lecz po słowacku. Żył nie na początku XIX wieku, lecz znacznie wcześniej, na przełomie wieku XVII i XVIII. Natomiast zupełnie wbrew legendzie, grabił kupców czy posłańców pocztowych, ale głównie dla własnego zysku czy też na potrzeby swojej zbójeckiej bandy.
Jak to się stało, że słowacki „zbójnik”, zwykła, zdawałoby się, osoba zakłócająca porządek publiczny i stwarzająca zagrożenie, przeszła do historii?
Odpowiedź jest całkiem prosta – każda kultura ma swojego Robin Hooda. W kulturze słowiańskiej odpowiednikiem średniowiecznego banity był właśnie Janosik. Ludowe podania spełniały potrzeby słuchaczy, a słuchacze potrzebowali wiary w niewyszukane dobro „prostych herosów”, łupiących bogaczy i dzielących się z biednymi.
Czy Janosik po prostu nie odpowiada modelowi czy też, jeszcze gorzej, był po prostu okrutnikiem? Za co zginął? I skąd, jako Słowak, wziął się w polskich Tatrach? Jeśli chodzi o pierwszą wątpliwość – niestety, do romantycznego Robin Hooda i postaciom jemu podobnym, prawdziwemu Janosikowi daleko. Nie tylko łupił panów i plebanów, lecz także puszczał z dymem co bogatsze wioski, wymuszał haracze i terroryzował mieszkańców okolicy, w tym także tych biednych… Na to, że dzielił się z nimi czymkolwiek, nie ma najmniejszych dowodów. Co więcej, łupami obdarowywał raczej niektórych z lokalnych możnowładców – konkretniej tych, którzy w zamian za „hojność” wyciągali go z tarapatów. Bohater pozbawiony był również… honoru. Oskarżony o morderstwo, które najprawdopodobniej miał na sumieniu, próbował obarczyć nim jednego z kompanów.
Dla Słowaków, narodu dość pokrzywdzonego przez historię, traktowanemu po macoszemu zarówno przez Czechów jak i Węgrów, dzielny Janosik stał się praktycznie bohaterem narodowym. Był postacią łatwą do zmitologizowania, dodatkowo na skutek tego, że walczył o niepodległość. Prawdziwy Janosik miał udokumentowany udział w antyhabsburskim powstaniu. Walczył z Habsburgami niedługo przed tym, jak zajął się „fachem zbójeckim”.
Jeśli chodzi o „spolszczanie” Janosika, jest ono zupełnie nieprawidłowe. Co gorsza, nie tylko słynny serial może nas zmylić, lecz także popularyzator legend o rozbójnikach, Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Rozbójnik, wbrew znanym nam legendom, urodził się ponad 100 kilometrów od „naszych Tatr”.
Jak to się stało, że Janosika z taką łatwością przywłaszczyli sobie Polacy – i to na dodatek z pewnym opóźnieniem? Otóż po pierwsze, w Tatrach faktycznie istniała pewna forma zbójnictwa. Janosika łatwo było więc „przeszczepić” na polski grunt.
Wspólny wróg – Austriacy - łączył także „wspólnotę interesów” polskich i słowackich legend i na w pół prawdziwych historii. Każdy, kto w dowolnej formie walczył przeciw habsburskim tradycjom, łatwo uznany mógł zostać bohaterem.
Nie bez znaczenia był także socjalizm. Janosik w świadomości narodu stał się obrońcą uciemiężonych chłopów, ich symbolem walki o sprawiedliwość. Nic dziwnego zatem, że polski serial był hołubiony także przez kulturę peerelowską.
Niemniej jednak, na wspomnienie rozbójnika, na Słowacji, organizowane są nawet Dni Janosika. Skosztować można wówczas potrawę o nazwie „żeberka Janosika” lub „janosikowy warkocz”. Sława słowiańskiego Robin Hooda, mimo upływu prawie 300 lat od jego śmierci, nadal jest żywa. Zwłaszcza w górach…
Ewa Frączek
Odkrywcy/PL PORTAL PL
Odkrywcy